czwartek, 6 sierpnia 2015

Ręka gwoździe wbijająca

-Paulinko, ty masz już 20 lat, a męża to sobie nie szukasz?
-No jakoś jeszcze o tym nie myślałam...
-A kto ci przybije karnisz, jak długo można mieć firanki na przylepce...

Tak. Autentyczna zasłyszana sytuacja.
Wierzcie, nie wierzcie. Nie mam żadnego interesu by wymyślać jakieś fikcyjne, gdy samo życie pisze takie dialogi.

Tak. Mąż, facet, chłopak to czego ma służyć?
Przecież to oczywiste...
Boże, czemu zadaję tak głupię pytania. 
Ma służyć do przybijania karniszy!

Wiadomo...Czasem trzeba wynieść śmieci, pomalować, wykafelkować, tu i owo naprawić, tu i ówdzie pomajsterkować...oczywiście nie mam tu na myśli seksu!
Seks to zło i strzeżcie się zła, dzieci!

Facet jest od kranów, firanek, kosiarek, siarek, żarówek, rówek, remontów i montów...

To słysze na codzień...
Okej...
Nie twierdzę, że taki układ jest zły...
Nie potępiam tego.
Bierzesz sobie takiego faceta, zamiast zestawu małego montera.
Każdy robi ze swoim życiem co chce...
Tu mu rodzisz dzieci, on ci naprawia sokowirówki,kładzie glazurę i przepycha kanalizację...
Seksu nie uprawiacie! Seks to zło!

Jednak dla mnie miłośc to coś zupełnie innego.
Dla mnie związek międzyludzki to coś zupełnie innego.
Nie jest to układ polegajacy na tym, że ty mi rodzisz dzieci a ja wbijam ci gwoździe i wieszam zasłony...
Dla mnie miłość jest zupełnie czymś innym...

Miłość to te momenty gdy nie możesz żyć bez tej drugiej osoby.
Gdy tęsknisz gdy druga osoba wyjdzie chociażby na chwilę, chociażby na 10 minut.
Miłość jest wtedy gdy patrzysz na drugą osobą która je obiad i zachwycasz się tym jak podnosi do ust widelec.
Miłość jest wtedy gdy każda codzienna czynność w wykonaniu tej drugiej osoby wydaje ci się niezwykla...
To nie zwykle wiązanie butów, nie jest to zwykle ,,Dzień dobry" to jest miłość ukryty w najpierwszych, najpospolitszych życiowych czynościach.
Ukryta w tęsknocie i snocie, w smutku i w radości, w śmiechu i łzach i w tych wszystkich nieprzespanych nocach, po których należałoby zmienić nazwisko, bo nie jesteś już tym samym człowiekiem, jakim byłeś wcześniej...
To jest miłość!

Nie ma to nic wspólnego z gwoździami, kafelkami, pierdolonymi firaneczkami...

Okej-można tworzyć związki bez miłości.
I ja nie widzę w tym nic złego!
Ludzkość istnieje tylko dzięki takim związkom bo przecież przetrwaliśmy li tylko dzięki takim właśnie prostym Januszom, pracującym na budowie i wracającym do domów gdzie czekały te proste Krystyny...
Tam miłości nie było...
Było początkowo obrona przed mamutami, a potem już tylko zwykle przetrwanie finansowe.
Ja tego nie atakuję!

Świat nie wyglądałby dobrze gdyby Ziemia przyjmowała chłostę stóp tylko ludzi w stylu Romea i Julii...
Oj, byłoby źle....
Nasza cywilizacja opiera się na prostych Januszach i Krystynach, nie na zakochanych w sobie Juliach i Romeach.
Na Januszach i Krystynach, którzy pchają tę małą niebieską kulkę, którzy niosą ją na plecach przez czasów eony... 

Tego nie zmienimy i nawet nie próbujmy!
Większość ludzi nigdy nie zaznała miłości i nigdy jej nie zazna!
Otrzyma za to pewną stabilizację życiową, pewien spokój serc, pewien nudny, acz bezpieczny świat Januszów i Krystyn.

Jednak zawsze będą ten czarny grunt, deptać Romea i zawsze ten zroszoną sierpniową trawę, ugniatać będą rozkochane w Romeu, stopy Julii.
Rozkochane w Romeu stopy Julii, bo kocha się całym ciałem, nawet dużym palcem u nogi, śledzioną i jelitem cienkiem a nawet tą małą trąbką Eutachiusza...

Ale też oczywiście sercem, chociaż wiadomo, że to pewien myślowy skrót, bo wszystko i tak dzieje się w mózgu...Ale tak sobie skracamy, robimy taką elipsę...

I gdy kochasz, serce twoje nigdy nie będzie spokojne...
Więc gdy chcesz spokoju, małej stabilizacji, zwyczajności, prostej bylejakości, ale ciągnącej ten wóz ludzkości przez tysiąclecia...
Zostań Januszem lub Krystyną!
W zależności co tam masz w majtkach...
Ja ci nie będę do majtek zaglądał!
Nie zaznasz miłości ale przeżyjesz życie tak w miarę, tak nawet ...życie o oknach czystych i firankach powieszonych...
Życie o blacie kuchennym przybitym prawidłowe i zawsze naprawionej zlewozmywarce i kranie co nigdy nie kapie...

Zostań Januszem i Krystyną...
Nawet gdy nazywasz się Adrian i Paulina!

Ja cię przechrzczę...

Mogę ci dać nawer adresy innych Januszów i innych Krystyn.
Oni i one szukają, właśnie ciebie!
I ja nawet mogę pomóc wam się znaleźć...
Jesteście potrzebni światu i ludzkości...
Wy o zawsze prawidłowo umutych kafelek i wannach które się nie kiwają i zawsze naprawionych pralkach...
Was zawsze musi być większość!

Ale jesteśmy też my...
Julie i Romea.
Jest nas mniej ale też jesteśmy, halo!

Nie będziemy miec domów o umytych oknach.
Nie będziemy mieć dobrze zawieszonych firanek.
Nie będziemy mieć czysto, miło i pachnąco.
Pralki nasze...Nie naprawione.
Kafelki...położone krzywo..
Karnisze...zwisają w swej bylejakości...
Niedokładnie pomalowane ściany...
Nieprzespane noce, ranny ból egzystencji...

Ale za to wszystko...
Za to wszystko dostajemy coś więcej...

Nie będziemy mieć tych perfekcyjcnych domów i samochodów stojących przed nimi...
Będziemy niedosypiać i niedosypywać zwykłej małej stabilizacji do herbaty...
Będziemy w wiecznym niepokoju i o niedopranych spodniach...

Jednak my mamy coś, czego wy mieć nie będziecie.
Nie będziecie mieć tego nigdy w tych idelanych domach z betonu, przeczystych i po których wasze dzieci drepczą ospale...

Dobrze, że jesteście...
Cieszę się...
Krystyny i Januszę-chwała wam in excelsis Deo!

My...
My mamy co innego...

My mamy miłość.
Nam to wystarczy. 

Będziemy mieszkać w niedogrzanych blokach z brudnymi oknami, niedosypiać, czasem niedojadać.
Gdy zakochamy się w kobiecie z Kapsztadu-pojedziemy do Kapsztadu.
Gdy zakochamy się w Syryjczyku-pojedziemy do Syrii.

Karnisze nie będą dobrze przybite...
Okna będą niedomyte...
A może ich wcale nie będzie...
Może kule będa latać nad głowami w Homs, Mogadiszu czy Afganistem...
Świt i zachód słońca w pyle i w huku bomb...

Jednak...
Będziemy mieć miłość.
Nawet tam w Syrii w leju po bombie...
Będziemy siedzieć i cieszyć się sobą...
Bez karniszy, czystych obrusów i wypranych spodni...

I wiecie co...
Cieszę się, że los sprawił, że mam na imię Romeo,
a nie Janusz!

Łatwiej byłoby mi żyć jako Janusz...
Łatwiej tobie byłoby być Krystyną...

Ale...
Dzięki, nie zamienię się!
W rękę gwoździe wbijającą...
Nie chcę, nie lubię, tak mi jest dobrze...

Słyszę z oddali...
Ręka gwoździe wbijająca...

I jak dobrze...
Że jesteśmy tak różni.
My, wy i ni czas ni pora...
By to zmieniać...
Błogosławiona...
Ręka gwoździe wbijająca....
I ty Romeo...I ty Julio....w niedopranych spodniach, ranną rosę spijający.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz